Na ulicy Kościuszki 18 mieści się Apteka Pod Aniołem Stróżem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że funkcjonuje tu nieprzerwanie od 1899 roku z tymi samymi eklektycznymi meblami. Na ulicy Szczepańskiej 1 znajduje się Apteka Pod Złotym Tygrysem – założona na początku XIX wieku. Takich oryginalnych i starych aptek już prawie nie ma. Chociaż aptekarze nie mają ze mnie zbyt wielkiego pożytku, gdyż rzadko ich nawiedzam, to jednak zawsze fascynowały mnie te rzędy równo poustawianych słoiczków z łacińskimi nazwami i szufladki z tabliczkami dokładnie opisującymi ich zawartość. W końcu, wyraźne oznaczenie substancji leczniczej może decydować o czyimś zdrowiu lub życiu, więc przed użyciem najlepiej skontaktuj się ze swoim lekarzem lub farmaceutą… Aptekarz to bardzo odpowiedzialny zawód.

Pod Eskulapem, Pod Esterką, Pod Gwiazdami, Pod Jarzębinami, Pod Koroną, Pod Orłem, Pod Owieczką, Pod Pelikanem, Pod Różami, Pod Szóstką, Pod św. Hubertem, Pod Temidą, Pod Wagą, Pod Złotym Lwem, Pod Złotym Moździerzem. Stare apteki miały w sobie coś magicznego i tajemniczego. Panował tu lekki półmrok i wszechobecny zapach ziół i lekarstw. Kiedyś to były takie małe laboratoria z mnóstwem urządzeń do wyrobu leków. Współczesne apteki są jasne i schludne, z plakatami zachwalającymi suplementy na wszystko i dla wszystkich i z Lindą zachęcającym do zakupu Geriavitu… Ech, kiedyś reklama leków była zakazana.

W poszukiwaniu ducha starej apteki wybrałam się do Muzeum Farmacji na ul. Floriańskiej 25.

Kasa biletowa, a jakżeby inaczej, to stylowe wyposażenie z Apteki pod Złotym Słoniem, która do 2009 roku mieściła się na rogu pl. Wszystkich Świętych i ul. Grodzkiej. Muzeum Farmacji to 5 pięter zwiedzania, od piwnic aż po strych. Zaczynam od piwnic, które kiedyś służyły do przechowywania łatwo psujących się materiałów takich jak wosk, czy oliwa a z których aptekarze wyrabiali maści, plastry i świece. Przechowywano tam także beczki z winem do przyrządzania nalewek, wyciągów i eliksirów. Strych natomiast to było królestwo ziół. Rośliny suszono na specjalnych płóciennych stojakach i drewnianych ramach z siatką a potem przechowywano w lnianych woreczkach, słomianych koszach i repozytoriach z szufladkami. Panuje tu niepowtarzalny klimat i wszechogarniający zapach ziół.

Między piwnicami i strychem, na poszczególnych piętrach, wyeksponowane są meble z dawnych aptek, jedne w stylu empoire, inne neobarokowe i biedermeierowskie a we wszystkich stoją idealnie poustawiane szklane słoiczki i piękne ceramiczne naczynia. Na chwilę postanowiłam wcielić się w Panią Farmaceutkę i stanęłam za apteczną ladą. A tu na ladzie pojemnik na pijawki… na szczęście pusty.

Co robił kiedyś aptekarz? Destylował, wyciskał, rozdzielał, topił, rozdrabniał, oczyszczał, ważył, ogrzewał, gotował, klarował, rozpuszczał… Po prostu robił lekarstwa. Teraz przeważnie zamawia je w hurtowni.

W muzeum możemy zobaczyć także cała kolekcję starych urządzeń służących do wyrobu medykamentów. Są tu moździeże, gilotyny, sita, miedziane kotły, wagi, krajalnice, prasy do wyciskania soków, perkolatory do sporządzania wyciągów roślinnych, aparaty destylacyjne, retorty, alembiki, filtry, tygle, młynki, pigulnica, tabletkarka, drażetkarka oraz zestaw do produkcji proszków w opłatkach.

Oglądając niektóre eksponaty zauważam kilka naczyń z ciekawymi opisami: Axungia hominis – tłuszcz ludzki, Mumia vera – prawdziwa mumia, Blattae orientales – sproszkowane karaluchy, Cranium Humanum Praeparatum – preparat z czaszki ludzkiej, Millepedes – stonogi. Podobno żywe stonogi są dobre na torbiele pęcherza moczowego i kamienie nerkowe, ale przed użyciem lepiej skonsultujcie się ze swoim lekarzem lub farmaceutą…

Czy wiedzieliście, że odważnik poniżej 1 grama został opracowany i opatentowany przez polskiego aptekarza Mariana Zahradnika w 1893 roku, a w 1824 roku, siostra zakonna Konstancja Studzińska z apteki św. Łazarza w Krakowie, jako pierwsza na świecie kobieta, otrzymała dyplom uniwersytecki Wydziału Lekarskiego UJ.

Teraz apteki rozlokowane są na co drugiej ulicy, kiedyś zwyczajowo sytuowano je przy głównych traktach, frontem na wschód, aby nie narażać pomieszczeń na działanie światła południowego i zachodniego. Przeważnie łączono je z mieszkaniem farmaceuty, co zapewniało pacjentom całodobowy dostęp do leków.

A gumka recepturka otrzymała swoją nazwę z powodu swojej funkcji aptecznej…

Bądźcie zdrowi!

Muzeum Farmacji w Krakowie, czyli przychodzi baba do apteki…