Bądź przygotowany, że w Ameryce pośrodku niczego spotkasz niezwykłe miejsca. Tym razem trafiła nam się niezwykła miejscówka w Dolinie Goblinów, czyli Karzełków, Chochlików lub brązowych Smerfów. To tu dzisiaj będziemy czasowo zameldowani w naszych namiotach. Tysiące twarzy spogląda na nas z góry, gdy rozkładamy nasze subminiaturowe domki i przygotowujemy grilla. Mam wrażenie, że dzisiaj na kolacji będziemy mieli gości, oby przyjaźnie nastawionych…

Ale skąd się to wszystko tu wzięło??!

Jakieś 140 – 170 mln lat temu było tu śródlądowe morze a naniesione osady miękkiego piaskowca Entrada w wyniku sprzysiężonych sił natury w postaci wiatru, wody, mrozu, słońca, ale przede wszystkim czasu, uformowały ten księżycowy krajobraz i jego dziwnych mieszkańców. Erozja trwa nadal i można ją zaobserwować w czasie naszego życia, stare gobliny przewracają się i robią miejsce dla nowopowstałych, natura chłosta te stworki tworząc z nich coraz bardziej fantazyjne kształty, dlatego park uprasza odwiedzających, aby wspinać się ostrożnie i z respektem – co też czynimy. Są tu 3 łatwe szlaki spacerowe a dostęp do goblinów jest nieograniczony, można iść gdzie się chce. Wszędzie jest prawie pusto, więc mamy dolinę prawie na wyłączność. Nie pozostaje nam nic innego jak świetnie się bawić, wspinać, penetrować te naturalne formacje skalne i oglądać z różnej perspektywy. Ujeżdżamy więc gobliny, całujemy się z nimi, przeciskamy przez naturalne okna, wynajdujemy alkowy, wdrapujemy na grzyby i fantazyjne kapelusze. Nie trzeba dużej wyobraźni, żeby zobaczyć tu armię krasnali, kogucika, dinozaura, a nawet słynne posągi z Wysp Wielkanocnych. Wszystko wygląda jak ulepione z gliny, ale jest twarde jak skała. Ze względu na wysokie temperatury dochodzące do 40 stopni w dzień, mało tu roślin i na pierwszy rzut oka miejsce to wygląda na opuszczone przez zwierzęta. Nic z tego, życie towarzyskie fauny rozpoczyna się wieczorem, kiedy to ze swych kryjówek wychodzą gryzonie, skorpiony, węże i wszędobylskie kojoty. Park uprzejmie prosi, aby nie niepokoić zwierząt, które całą energię przeznaczają na przetrwanie w tych ekstremalnych warunkach. Ani nam to w głowie, nie mamy ochoty na bliskie spotkania z w/w osobnikami.

Najbliższe oświetlone miejsce znajduje się 16 km stąd, bądźcie więc przygotowani na egipskie ciemności i niewiarygodną ilość gwiazd. To jedno z najciemniejszych miejsc na ziemi. W nocy na kruczo czarnym niebie można zobaczyć dosłownie miliony gwiazd, Mleczną Drogę, planety, meteory, satelity i inne obiekty latające. Organizowane są nocne spotkania z rangerami, którzy opowiadają o kosmiczno – astronomicznych ciekawostkach. Ta surrealistyczna i nieziemska sceneria z ponad tysiącem figur z piaskowca posłużyła kiedyś za obcą planetę w filmie „Galaxy Quest”.

Biały człowiek trafił do tego miejsca niecałe sto lat temu. Niejaki Artur Chaffin, właściciel firmy transportowej z okolicy szukał skrótu między Green River i Caineville i znalazł to miejsce. Jakie było jego zdziwienie, można sobie tylko wyobrazić, ale swego odkrycia nie roztrąbił od razu światu. W 1949 roku przybył tu ponownie, nazwał dolinę Mushroom Valley, spędził jakiś czas, pokręcił się po okolicy, zrobił zdjęcia i puścił w eter… No i zaczęło się. Stan Utah szybko nabył tę ziemię i utworzył park stanowy, żeby federalni nie podebrali tego miejsca na park narodowy. Goblin Valley State Park ma powierzchnię tylko 12 km2, ale zabawy jest tu na pół Ameryki.

Historia goblinów, to historia milionów lat geologii, to fantastyczne miejsce, bajeczne widoki a wjazdu do doliny pilnuje trzech strażników z piaskowca. Oby stali tam jak najdłużej. Wyjeżdżając rano, zatrzymaliśmy się jeszcze, aby pożegnać się z tymi sympatycznymi ludkami; wyglądali jakby imprezowali całą noc…

Dolina Goblinów, czyli niegroźne hoodoo – voodoo