Z chaty na Zwerowce na Grzesia

Plan na dzisiejszy dzień – przejście na Grzesia od chaty na Zwerowce poprzez siodło pod Osobitą, propozycja nie należąca może do najbardziej widokowych, ale na pewno do najbardziej bezludnych – jeżeli ktoś lubi obcować z górami i przyrodą bez hałaśliwego towarzystwa innych, trasa ta powinna sprawić mu sporo przyjemności. Widokami może nie rozpieszcza, ale jak już są to są naprawdę imponujące, zwłaszcza z przełęczy czy z samej końcówki podejścia na Grzesia.
Trasa nie jest trudna technicznie, bez ekspozycji i sztucznych ułatwień, wymaga tylko dobrej kondycji, zwłaszcza że podejście na przełęcz potrafi naprawdę „zmęczyć”. To też argument dla tych, którzy chcą lub muszą nieco odciąć się od bliskiego sąsiedztwa skał, łańcuchów, klamer, drabinek i ekspozycji. Całość jest zaplanowana (z postojem) na około 8 godzin, do pokonania jest łącznie około 950 metrów podejść.
Czasy przejścia:

  • Chata na Zwerowce → przełęcz pod Osobit: 2 h
  • przełęcz pod Osobitą → Grześ: 2 h (według mapy), realnie 2½ h
  • Grześ → chata na Zwerowce: 2 h

Krótki dzień wymusza na nas jak najwcześniejszy wyjazd, więc z Krakowa wyjeżdżamy przed szóstą rano, mając nadzieję, że większość niedzielnych turystów nadal smacznie śpi w łóżkach i odcinek z Krakowa do Rabki (gdzie skręca się na przejście w Chyżnym) pokonamy bez korków. Opatrzność czuwa nad nami, ruchu na drodze i korków nie ma więc na parkingu przy schronisku na Zwerowce meldujemy się już kwadrans po ósmej – jak na tą odległość, całkiem niezły czas. Po drodze wstający świt rysuje kapitalną panoramę Tatr.

Mimo wczesnej pory parking jest już w połowie zajęty, czego powodem niewątpliwie jest to, że jest bezpłatny w przeciwieństwie do parkingu przy wyciągu na Salatyn – w zamian za przejście po asfalcie paruset metrów oszczędzamy 5 euro, które można korzystniej spożytkować na „výčepní piwo” albo „smažený sýr s hranolkami a tatarskou omáčkou”, jak kto woli…
Wskakujemy w buty, zbieramy wszystkie manatki – czapki, termos, mapy, etc. i w drogę.
Od schroniska szlak początkowo prowadzi zwykłą leśną drogą, aktualnie „maksymalnie” rozjeżdżoną przez ciężki sprzęt do wyrębu lasu, całe szczęście, że od paru dni nie padało i da się przejść w miarę „suchą nogą”, lawirując wśród kałuż błota, kolein i pozostałości po ścince drzew. Po około kwadransie docieramy na rozległą polanę, na której ścieżka skręca w kierunku wschodnim i zaczyna się właściwe podejście na przełęcz pod Osobitą.
Droga wiedzie żlebem, w początkowej fazie nieznacznie podnosząc swoją wysokość, potem już „ściana płaczu” – kolejnymi zakosami podchodzimy pod przełęcz. Miejscami szlak jest wysypany drobnym żwirem, który w denerwujący sposób potrafi obsuwać się pod butami, do tego dochodzi jeszcze dywan z podgniłych liści, jednym słowem „miodów nie ma”. Mimo to po mniej więcej dwóch godzinach mozolnej wspinaczki, w prześwitach między drzewami pojawia się szczyt Osobitej, znak, że jesteśmy już niedaleko od przełęczy – faktycznie, po paru kolejnych zakosach wychodzimy na niewielką polanę – jesteśmy na przełęczy.
Zalegamy na chwilę na krótki odpoczynek, parę szybkich zdjęć, herbata z termosu i ruszamy dalej. Ścieżka prowadzi teraz długą, zalesioną granią, Grzesia na razie nie widać, widoków również. Tych, którzy myślą, że do podejścia pozostało tylko 100 metrów różnicy wysokości, czeka spore rozczarowanie – szlak prowadzi na zmianę „raz w górę, raz w dół”. Schodząc do obniżenia przed kolejnym szczytem a potem kolejnym i kolejnym łącznie pokonamy identyczną różnicę poziomów jak podchodząc na przełęcz.
Zmęczenie wynagrodzi nam ostatnie podejście przed Grzesiem, wiodące odkrytym terenem z kapitalnymi widokami na Długi Upłaz, Rakoń, szczyty Rohaczy czy wreszcie Zadnią Łataną dolinę (słow. Zadná Látaná dolina, jedna z odnóg walnej doliny Zuberskiej), którą będziemy schodzić z powrotem do Zwerowki.
Na Grzesiu „pozytywne” zaskoczenie – jak na tę porę roku i rewelacyjną wręcz pogodę zaskakująco mało ludzi. Dłuższy popas połączony z konsumpcją przyniesionych kanapek i opalaniem w promieniach jesiennego słońca sprawia, że ciężko jest wracać, ale nic nie trwa wiecznie. Zejście najpierw zielonym szlakiem, a w dalszej kolejności żółtym „bez historii”, no może z tą różnicą, że spotykamy raptem cztery osoby – w porównaniu do odcinka przed Grzesiem – „wzmożony ruch turystyczny”.
Reasumując fajna trasa, łatwa technicznie i niezbyt długa. W dłuższe dni możliwość jej wydłużenia o Rakoń czy Wołowiec i również zejście doliną Zadnią Łataną (wydłuża czas o około półtorej godziny).

Osobita

Osobita (słow. Osobitá) to niezbyt wysoki szczyt w północno-zachodniej części słowackich Tatr Zachodnich (o wysokości 1687 m n.p.m.), uznawany za symbol końca Tatr. Jego nazwa pochodzi od słowa „osobity” – samotny, oddzielony i faktycznie szczyt odstaje od głównej grani, stanowiąc niejako jej naturalne zwieńczenie w kierunku zachodnim. Masyw Osobitej tworzy kilka grani i żlebów, opadających stromo do okolicznych dolin: Zuberskiej, Błotnej, Bobrowieckiej czy Suchej Orawickiej.
Sama Osobita była odwiedzana turystycznie od końca XIX wieku, a jej pierwszym zimowym zdobywcą był Mariusz Zaruski w 1906 roku. W 1989 w związku z utworzeniem przez Słowacki Park Narodowy ścisłego rezerwatu o powierzchni ponad 450 hektarów, obejmującego cały masyw Osobitej, szlak na szczyt został zamknięty.

Z chaty na Zwerowce na Grzesia