Macie ochotę na kiełbasę w bawarskim miasteczku? A może chcecie zobaczyć dzikie konie lub sprawdzić co to jest tubing? Turkusowe jeziorka? Wodospad? A może…

Stan Waszyngton jest odpowiedzią na wszystkie te zachcianki, za górami, za lasami, za rzeką jest tyle szlaków, że można wybierać, przebierać za każdym razem inny i nadal nie wyczerpie się wszystkich możliwości. Znam takich (hehe…) co w każdy weekend ładują na pakę swoje kempingowe manatki i ruszają na podbój stanu Waszyngton (pod warunkiem, że nie penetrują w tym czasie sąsiedniego Oregonu lub w pobliskiej Kanadzie nie odkrywają uroków państwa pachnącego żywicą). W naszym ekspresowym programie zwiedzania Ameryki udało się wykroić trochę czasu na liźnięcie niektórych z tych miejsc, bo czasem małe szlaki prowadzą do wielkich odkryć…

Baza wypadowa? Seattle, of course.

Stevens Pass – odległość od Seattle – 130 km.

Przełęcz Stevens Pass jest dla tych co lubią ekstremalne wycieczki rowerowe w lecie, białe szaleństwo w zimie i wędrówki po lesie przez cały rok. Tu znajduje się część słynnego pieszego szlaku Pacific Crest Trail (4265 km), wiodącego z południa na północ przez trzy amerykańskie stany: Kalifornię, Oregon i Waszyngton.

W zimie to ośrodek narciarski z 52 trasami zjazdowymi dla każdego, ale jak tylko stopnieją śniegi, Stevens Pass przekształca się w park rowerowy ze ścieżkami i przeszkodami na całej górze. Wyciągi krzesełkowe przenoszą nieustraszonych łamaczy szprych na sam szczyt, a potem już tylko z górki… Trasy mają różne stopnie trudności, więc zarówno początkujący kolarze jak i eksperci są usatysfakcjonowani, z tym, że ci ostatni bardziej z powodu niesamowicie super przerażających tras, co mogliśmy zaobserwować relaksując się na uziemionym sześciopaku.

Nazwa Stevens Pass pochodzi od Johna Franka Stevensa, który odkrył go w 1890 roku, poszukując miejsca najlepiej nadającego się do przejazdu kolejowego przez góry North Cascades. Stevens – inżynier kolejnictwa, budowniczy Great Northern Railway (Wielkiej Kolei Północnej), był także szefem budowy Kanału Panamskiego.

Jezioro Wenatchee – odległość od Seattle – 180 km.

Polodowcowe jezioro Wenatchee położone jest w parku stanowym, u stóp gór Cascades. Można popływać wpław, kajakiem, motorówką, na nartach wodnych, na windsurfingu a także wylegiwać się na plaży, podziwiając widoki, co też pisząca czyniła zanim nie udała się na kolejny wędrówkowy trakt. Dookoła jeziora i wśród lasów cedrowych biegną szlaki piesze, rowerowe i konne, a po skałkach wspinają się wspinacze. W zimie szaleją tu amatorzy psich zaprzęgów, biegają biegacze na biegówkach a wspinacze wspinają się nadal, ale po lodowych ścianach. Ach, to także wspaniałe jezioro do fotografowania, gdzie powalone drzewa i duże kamienie cierpliwie pozują do zdjęć.

Bawarskie miasteczko Leavenworth, Icicle Ridge Trail i Tubing – odległość od Seattle – 190 km.

Icicle Ridge Trail, czyli soplowy grzbiet, to wędrówka serpentynami po zboczu góry przez bujny las i nasłonecznione obszary z widokami na meandrującą błękitną rzekę i malowniczą dolinę. Są też wodospady, ale w sierpniu mają urlop z powodu suszy. Po drodze widać czarne blizny na sosnach Ponderosa, to pozostałość po szalejących tu pożarach, jednak gruba kora chroni je przed ogniem, więc rosną dalej. Piknik na górze w cieniu dużych drzew i z takim widokiem, to podwójna przyjemność. Nie dotarliśmy do końca szlaku (Icicle Ridge ma 29,6 mil), a szkoda, bo można tu jeszcze podziwiać panoramę 360 stopni na bawarskie miasteczko Leavenworth, doliny i podnóże Kaskad. W kwietniu i maju można zobaczyć wiele gatunków dzikich kwiatów, a wśród nich wiosenne piękności: liliowce lodowe, endemiczny gatunek Lewisia Tweedy, ostróżki, dekoracyjne dzwonki, śnieżyczki…

Rekordy popularności na rzece Wenatchee bije tubing, czyli spływ na specjalnych, nadmuchiwanych oponach. Co ciekawe, z tubingu korzystają nie tylko dzieci, a właściwie to dzieci są w mniejszości, natomiast dorośli spływają w dół rzeki z piwem, eee, to znaczy z wodą w ręce… Z tego co zauważyliśmy, te pływające zabawki to duży fan dla każdej kategorii wiekowej.

W niewielkim miasteczku Leavenworth z populacją 2000 mieszkańców, będziesz się zastanawiał, czy nie zostałeś teleportowany do Niemiec. Architektura w stylu bawarskim, lederhose, precle, zapach smażonej kiełbasy unoszący się w powietrzu… Ale Leavenworth nie zawsze było pełne kiełbas i kufli, bo kiedy linia kolejowa zmieniła trasę, miasto szybko zaczęło podupadać. Ktoś jednak zauważył, że unikalna sceneria górska jest bardzo podobna do tej z Bawarii no i zaczęło się: domy naśladują bawarską architekturę, pojawił się Oktoberfest i tradycja stawiania drzewka majowego (Maifest), oczywiście Christmas Lighting Festival i wiele, wiele innych atrakcji.

W zasadzie można zakochać się w tym miasteczku usytuowanym w dolinie z ikonicznymi kaskadowymi górami, trudno znaleźć bardziej idylliczną scenerię. Choć lekko wieje tu kiczem, to Leavenworth jest urocze a niekończąca się lista atrakcji na każdą porę roku przyciąga turystów. Daliśmy się ponieść tej atmosferze rozkoszując się pięknymi widokami i niemieckimi klimatami i obowiązkowo zjedliśmy kiełbasę z jedną z 20 musztard w zestawie.

Wild Horses Monument – odległość od Seattle – 210 km.

Wysoko na grzbiecie nad rzeką Kolumbią, niedaleko Vantage, stoi Wild Horses Monument – niezaprzeczalnie duża atrakcja w stanie Waszyngton. Konie nie są z krwi i kości, ale z mojej ulubionej stali Corten, która rdzewieje na powierzchni zachowując swoją integralną strukturę. Każdy koń waży około 500 kilogramów i został przyspawany do półtora metrowych metalowych słupów osadzonych na skalnym grzbiecie góry. Ta artystyczna instalacja stworzona przez Davida Govedare, to pomnik ku czci dzikich koni, które niegdyś przemierzały ten region. Pierwotnym planem było zainstalowanie koni wiosną 1989 roku podczas obchodów stulecia przyłączenia stanu Waszyngton, jako 42. stanu, do Unii. Jednak pozyskiwanie funduszy było powolne i tylko ogier prowadzący został ukończony w tym czasie, natomiast reszta stada dołączyła w następnym roku… Wspinaczka na grzbiet warta była zachodu, bo panoramiczne widoki zasługują na pięć gwiazdek.

Szlak Frenchman Coulee – odległość od Seattle – 232 km.

Frenchman Coulee – c’est magnifique! To jedna z pozostałości po wielkich powodziach epoki lodowcowej, podwójny głęboki wąwóz otoczony stromymi ścianami klifowymi i zestawem bazaltowych kolumn, to prawdziwy raj dla wspinaczy. Setki szlaków sportowych i tradycyjnych, na skałach od 30-metrowych pęknięć po dziecinnie proste przewieszenia… Na szczęście nie musieliśmy się wspinać, aby zobaczyć te fascynujące formacje skalne i stawiając obie stopy mocno na ziemi, udaliśmy się na pieszą wędrówkę dookoła i wgłąb. Trasa zapewnia imponujące widoki na ściany bazaltowe, rzeźbione skały i sezonowy wodospad, który w lecie zawiesza działalność. Nasz szlak zaczyna się na starym torze jeepowym, potem kwitnący step towarzyszy nam, gdy wspinamy się do góry. Wąską półką obchodzimy skały, podziwiamy wspinaczy nam naszymi głowami i po drodze wchodzimy w wąskie szczeliny i kamienne wąwozy. Świetna trasa, szkoda, że tak mało czasu było na penetrację innych arterii na tym terenie.

Gold Creek Pond – odległość od Seattle – 88 km.

Gold Creek Pond jest piękny przez cały rok. Patrząc na krystalicznie czyste, turkusowe wody odbijające niebo (zachmurzone co prawda), las i góry Cascades, trudno uwierzyć, że ten staw w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był ogromną żwirownią stworzoną na potrzeby budowy międzystanowej autostrady I-90. Na szczęście teren oczyszczono i rekultywowano i dzisiaj możemy udać się na 1-milową pętlę wokół malowniczego jeziorka. Pochmurne niebo burzy nieco tę idyllę, ale mimo wszystko można pooddychać widokami i… zatańczyć na ścieżce. To też idealne miejsce na piknik, co skwapliwie wykorzystujemy nie tylko my.

Park Stanowy Ollalie i wodospady Twin Falls – odległość od Seattle – 60 km.

Twin Falls Trail w Parku Stanowym Olallie, to 4,5 kilometrowy spacer do pięknego zestawu wodospadów i tylko 45 minut od centrum Seattle. Nazwa „Olallie” w żargonie Indian z plemienia Chinook oznacza borówkę bagienną, fakt – jest ich tu w bród – oczywiście krzaków borówek, nie Indian. To idealne miejsce do odwiedzenia w te dni, kiedy po prostu trzeba uciec z miasta i wpaść w naturę mając ograniczony czas. Park ma kilka szlaków i oferuje kwintesencję krajobrazu Waszyngtonu z potężnymi wodospadami, bujnym lasem, strzelistymi klifami, przepięknymi widokami i rwącą rzeką. Jeśli szukasz odpoczynku od miasta bez długiej jazdy, Olallie jest Twoim celem. Ten park jest też doskonałym miejscem na rozpoczęcie sezonu wędrówkowego. Popularna trasa biegnie wzdłuż południowego rozwidlenia rzeki Snoqualmie, przez pradawne lasy deszczowe, gdzie polny skrzyp osiąga wysokość dwóch metrów (!) i wzdłuż zachodniego krańca Gór Kaskadowych. Po pokonaniu 500-metrowego wzniesienia na końcu czeka nagroda w postaci ponad 40-metrowych wodospadów – Twin Falls. Można je podziwiać z tzw. mostu spacerowego, czyli drewnianej platformy.

Od omszałych lasów deszczowych po suche stepy i formacje skalne, tubing i idylliczne prawie bawarskie Leavenworth, wodospady i jeziorko w dawnej żwirowni, setki szlaków i miejsc – jak na Stany rzut beretem. W odległości do 230 km od Seattle, stan Waszyngton bogaty jest w niesamowitą różnorodność wędrówek.

Weekendowe wycieczki z Seattle