Nazywam się Francesco Laparelli, byłem uczniem Michała Anioła i podobno najlepszym architektem militarnym w XVI wieku i to ja zaprojektowałem to miasto od zera…

Valletta – takie malutkie miasto a tyle bogactwa ma w sobie! To prawdziwe muzeum pod gołym niebem z kultowym pałacem Wielkiego Mistrza i resztą 320 atrakcji. Oto wyzwanie na weekend! Mimo szczerych chęci trudno się tu zgubić, no bo jak, jeśli najdłuższa ulica Republiki mierzy tylko 1 km, a szerokość półwyspu, na którym ulokowała się stolica Malty to zaledwie 600 metrów?

Mimo wszystko próbujemy zagubić się w wąskich uliczkach…

… bo tam czekają na nas: niezwykła architektura, kolorowe drzwi i okiennice, finezyjne balkony, a wszystko to wśród potężnych fortyfikacji… Spacer po Valletcie jest jak cofnięcie się w czasie. Uliczki biegną raz w górę raz w dół, czasami zejścia są strome a podejścia wymagające, niekiedy ulicami są schody o bardzo niskich i szerokich stopniach, które kiedyś ułatwiały konne poruszanie się po mieście. Drogi przecinają się pod kątem prostym, prostopadle do morza, dzięki temu do centrum dociera chłodna morska bryza, z kolei budynki są na tyle wysokie, że dają cień i nawet latem nie jest tu upalnie. Jak bardzo to wszystko jest przemyślane!

À propos  balkonów, nie można włóczyć się po tym mieście i nie zwracać na nie uwagi. Kiedyś balkony były pokazem bogactwa i obiektem prestiżu dla maltańskich rodzin. Duże, małe, kolorowe, proste, misternie rzeźbione… stanowią główny element elewacji i są częścią tutejszego stylu życia. Prawo budowlane ustalone przez Rycerzy Maltańskich nakazywało ozdabianie narożników kamienic, dlatego na każdym rogu możemy zderzyć się ze świętym, gzymsem, pilastrem lub zawiniętym balkonem. Z resztą zobaczcie sami, zapraszam na spacer po Valletcie.

Konkatedra św. Jana niewinna z zewnątrz…

… ale za to w środku wszędzie złoto, złoto, złoto… Ale nie dajcie się zwieść pozorom, bo zbudowana przez Zakon Rycerzy Maltańskich katedra jest tak pełna przepychu w środku, jak nudna na zewnątrz i kiedy przejdziesz przez drzwi, to czeka Cię zupełnie inny świat plus prawdziwy Caravaggio.

Każdy centymetr sufitu zajmują freski, ściany pokryte są bogatymi złoceniami, a marmurowe podłogi to istne dzieła nekrosztuki – 375 grobowców rycerzy w oryginalnych kostuchowatych pozach i obowiązkowo z brakami w uzębieniu, no cóż, na ten widok nie pozostaje mi nic innego jak zbierać szczękę z podłogi…

Lajtmotiw? Military style. Rycerz w zbroi, rycerz z mieczem, rycerz na koniu, armia prawdziwie wierzących walcząca z niewiernymi i heretykami, gdzie nie spojrzysz tam jakaś bitwa, wojna, ręka, noga, mózg na ścianie i szkielety, dużo szkieletów…

Katedra składa się z ośmiu kaplic, które symbolizują osiem „języków” zakonu: angielski, niemiecki, owernijski, prowansalski, francuski, włoski, aragoński i kastylijski. Skąd to się wzięło? W przeciwieństwie do Krzyżaków zakon joannitów miał od początku charakter międzynarodowy i przyjmowano do niego wszystkich szlachetnie urodzonych rycerzy katolickich, bez względu na nich narodowość.

Wisienką na torcie jest Oratorium Wielkiego Mistrza, gdzie wiszą obrazy włoskiego mistrza światłocienia i awanturnika w jednej osobie. Caravaggio, bo o nim tu mowa, na kilka miesięcy zabunkrował się na Malcie, aby uniknąć kary śmierci za zabicie człowieka w Rzymie. W lipcu 1607 roku wylądował na śródziemnomorskiej wyspie i został członkiem Zakonu Kawalerów Maltańskich. Artysta liczył zapewne nie tylko na opiekę i ochronę zakonu, ale także na intratne zamówienia w związku z przebudową katedry św. Jana.

Obraz „Ścięcie św. Jana Chrzciciela” zamówił Wielki Mistrz Alof de Wignacourt. Wielkie płótno jest naprawdę wielkie, to 15 m² utrzymane w ciemnych brązach i pełne dramaturgii, to jedyny obraz podpisany przez malarza; ciekawe, że podpis umieścił w plamie krwi obok głowy świętego.

f. Michela. Frater Michela? czy facit Michela? – oto jest pytanie i pole do dywagacji dla historyków sztuki, będą mieli co robić do końca świata, a może i dłużej.

W grudniu 1608 roku w Oratorium katedry, w którym wisiał już wyżej wspomniany obraz, odbyła się ceremonia… wydalenia Caravaggia z zakonu joannitów, bo „jako wstrętny i zgniły członek” sprawił łomot jednemu z rycerzy… Co się potem z nim działo? Poczytajcie sami, bo ja nigdy tego wpisu o Valletcie nie skończę.

A dlaczego konkatedra nazywa się konkatedrą?? Wcześniej stolicą Malty była Mdina, w której znajdowała się katedra. W XIX wieku papież wydał dekret stanowiący, iż kościół św. Jana w Valletcie zostanie wyniesiony do tej samej rangi, co siedziba arcybiskupa w Mdinie. I stąd to całe zamieszanie i „kon” przed katedrą.

Z kurtuazyjną wizytą u Wielkiego Mistrza

Malta nie byłaby Maltą, jaką znamy dzisiaj, gdyby muzułmanie nie podbili Jerozolimy w 1291 roku. Ten zwrot w historii spowodował, że Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników Świętego Jana z Jerozolimy, z Rodos i z Malty musiał znaleźć nie tylko nowy dom, ale także nowy powód istnienia. Wkrótce ich rola w polityce europejskiej została powszechnie doceniona, bo Rycerze Szpitalnicy nie tylko chronili Morze Śródziemne przed piractwem, ale walczyli także z podbojem osmańskim podczas Wielkiego Oblężenia w 1565 roku. Ta niewielka wyspa okazała się strategiczną placówką na wodzie, pomiędzy Europą, Afryką i Azją.

Po wydaleniu z Jerozolimy, Rycerze znaleźli nową bazę na Cyprze, potem na Rodos aż wreszcie w 1530 roku wylądowali na Malcie. Ich darczyńcą był król Hiszpanii, Karol I, który nie chciał niczego w zamian, jeno jednego maltańskiego sokoła rocznie… To tutaj, w Valletcie, Zakon zainwestował w wielkie fortyfikacje, szpitale, kościoły, katedry i zmienił oblicze Malty i historię wyspy na zawsze.

Zwiedzanie Pałacu Wielkiego Mistrza jest jak wejście w sedno tych operacji. Chodząc po korytarzach miałam wrażenie, że zaraz zza winkla wyjdzie jakiś rycerz, albo nawet sam Mistrz…

Pałac został oddany do użytku w 1576 roku i aż do końca rządów joannitów na wyspie (1798 r.) był siedzibą Wielkiego Mistrza Zakonu. Od 1800 roku stał się rezydencją brytyjskich gubernatorów, a w niepodległej republice – siedzibą prezydenta i parlamentu, dlatego biorąc pod uwagę rozmiar kompleksu, nie jest tu wiele do zwiedzania, ale warto, powiadam Wam.

Co zobaczymy? Korytarze z bogato zdobionymi sklepieniami i ścianami, słynną Komnatę Gobelinową – dawne miejsce spotkań Rady Zakonu Św. Jana, ze wspaniałymi arrasami przedstawiającymi egzotyczny świat roślin i zwierząt, Salę Tronową z dwunastoma freskami przedstawiającymi oblężenie Malty w 1565 roku przez wojska sułtana Sulejmana Wspaniałego (obecnie to oficjalna sala przyjęć Prezydenta Malty), Jadalnię, w której uwagę przyciągają XVII-wieczne żyrandole, Salę Czerwoną z freskami na fryzie i oczywiście zbrojownię, ale to już inna bajka…

Pałac Wielkiego Mistrza to nie Wersal, ale jest zachwycający i jak przystało na Wielkiego Mistrza Zakonu, czuć w nim ducha.

Szczęk oręża i blask metalowych garniturów…

Jeśli jesteś bronią i zbroją, to będzie to raj dla Ciebie: ilość militarnego wyposażenia, należącego w przeszłości do joannitów, jest oszałamiająca.

Kiedyś w zbrojowni stacjonował oręż dla 25 000 ludzi, ale przybycie Napoleona zadało kolekcji duży cios, przedmioty zniknęły i dziś jest tu „tylko” 5721 sztuk eksponatów. Chociaż to tylko ułamek oryginalnego wyposażenia, to i tak jest to bezprecedensowa kolekcja militariów włoskich, francuskich, hiszpańskich, niemieckich oraz okazy islamskiego i otomańskiego rynsztunku.

Oprócz masywnych zbroi dla zwykłych żołnierzy możemy podziwiać te, które chroniły szlachtę. To iście metalowe garnitury, bogato zdobione, szyte a raczej kute na miarę w najlepszych warsztatach w Europie. Najbardziej wypasiona jest zbroja (a jakże!) Wielkiego Mistrza Alofa de Wignacourt (1601-1622), to w tym odzieniu namalował go Caravaggio.

Nie ma wątpliwości, że te wszystkie elementy są prawdziwym wyposażeniem rycerzy i żołnierzy, którzy walczyli w wojnach Zakonu. To robi wrażenie, że aż strach się bać.

Rejs po 10 zatokach

Valletta, stolica Malty potrafi oczarować swoją architekturą, ale widok od strony morza to dopiero jest widok! Rejs umożliwia w pełni ocenić wielkość fortyfikacji, dlatego na dwie godziny wcieliliśmy się w role wilków morskich (a może majtków?) i popłynęliśmy łódką na eksplorację okolicznych zatok i półwyspu wokół stolicy. Prawie 50-metrowe mury obronne widziane z lądu robią wrażenie, ale z perspektywy morza Valletta wygląda jak twierdza nie do zdobycia.

Naszą morską przygodę zaczynamy na promie, aby potem w Sliemie zaokrętować się na mały statek i popłynąć wzdłuż historycznych miejsc, zobaczyć co kryje dziesięć zatok wrzynających się w Grand Harbour oraz sprawdzić stan fortyfikacji od strony wody, bo od lądu inspekcję już przeprowadziliśmy.

Trzy Miasta – Senglea, Cospicua i Vittoriosa to niekończący się ciąg zabudowań i przystani. Natomiast w Forcie Lascaris codziennie o godzinie 12 i 16 oddawana jest salwa honorowa, to tutaj w podziemiach w czasie II wojny światowej znajdowała się kwatera główna Brytyjczyków i centrum obrony powietrznej Malty. Tuż obok znajduje się nowoczesna, 58-metrowa winda łącząca Górne Ogrody Barrakka z Bastionem św. Jakuba.

Świetnie prezentują się od strony wody odrestaurowane XVIII-wieczne magazyny z kolorowymi okiennicami i balkonami, tuż przy nich biegnie szpanerska promenada z modnymi restauracjami i… kręcono tu sceny do filmu „World War Z” z muzyką Muse, of course.

Budynki w typie rzymskich budowli to dawny Królewski Szpital Marynarki Wojennej (Royal Navy Hospital Mtarfa). W czasie obu wojen światowych opiekę znalazło tu tysiące rannych żołnierzy, a Malta zyskała żartobliwy przydomek „śródziemnomorskiej pielęgniarki”.

Między Sliemą a Vallettą leży Wyspa Manoela, kiedyś była własnością biskupa Malty, ale po epidemii dżumy zbudowano tu szpital, znany jako Lazzaretto. Obowiązkową kwarantannę odbywały tutaj załogi i pasażerowie statków wpływających do portu, a w XIX wieku niektóre przychodzące listy i przesyłki poddawane były odkażaniu w Biurze Dezynfekcji szpitala, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się chorób. W czasie II wojny światowej była tu baza morska Royal Navy dlatego budynki mocno ucierpiały podczas bombardowań.

Fort St. Angelo w Vittoriosie, to dawna główna kwatera Zakonu podczas Wielkiego Oblężenia Malty w 1565 roku, stacjonowali tu również Francuzi z Napoleonem na czele, podczas krótkiego, dwuletniego (1798-1800) okresu okupacji Malty. Podczas II wojny światowej fort ponownie przetrzymał oblężenie mimo, że ostrzelano go aż 69 razy.

W 1998 roku górna część Fortu St. Angelo została zwrócona Zakonowi Maltańskiemu i teraz stanowi jego suwerenne terytorium. Umowę zawarto na 99 lat, ale dokument pozwala rządowi Malty rozwiązać ją w dowolnym czasie po upływie 50 lat. W myśl umowy, flaga Malty może powiewać razem z flagą Zakonu na widocznym miejscu, ale Zakon nie może udzielać nikomu azylu, a sądy maltańskie mają pełną jurysdykcję z zastosowaniem prawa Malty.

Interesującym faktem jest, że Zakon stanowi suwerenny podmiot prawa międzynarodowego i uznawany jest przez rządy 105 krajów, przy których ma swoich ambasadorów, także i w Polsce. Pozostałe eksterytorialne nieruchomości Zakonu to Pałac Maltański w Rzymie, będący siedzibą Wielkiego Mistrza i kościół Santa Maria del Priorato wraz z ogrodem i budynkami administracyjnymi. Poza tym Zakon wydaje własne znaczki pocztowe, ma własne tablice rejestracyjne (SMOM) i własną walutę, którą jest scudo.

Obecnie Zakon prowadzi na całym świecie działalność charytatywną, powrócił więc do korzeni i idei bractwa, które ponad dziewięćset lat temu założyli pewni pobożni kupcy z Amalfii…

Ad rem, można tak pisać i pisać bez końca, ale dopiero teraz, właśnie od strony wody można zobaczyć całą potęgę maltańskich umocnień. Nawet dzisiaj w nuklearno – cyfrowym świecie są one imponujące i aż trudno sobie wyobrazić jakie musiały robić wrażenie kilkaset lat temu, nie przypuszczałam, że można się tak okopać!

Jeszcze Ogrody Valletty…

Valetta to prawie kamień na kamieniu, dlatego zieleń jest tu na wagę złota. Zapraszam na spacer po ogrodach Upper Barrakah Garden. Enjoy!

Valletta – muzeum pod gołym niebem