Zawiercie to nie jest oczywista destynacja, którą wybiera się do zwiedzania tak jak Kraków, Wrocław, czy Wieliczkę. A jednak znów tu jesteśmy…

No i co my tu mamy? Okazuje się, że całkiem niezły street art… A udowodnij to! A proszę bardzo, oto proof: piękny mural z nieśmiałym pracownikiem banku niejakim Stanleyem Ipkissem w zielonej masce, sssmokin’… absolutnie czadowy, chociaż skromnie podpisany przez niejakiego K. Owacje na stojąco!

Poza tym zauważyłam, że intensywnie działa tu niejaki Kupsok, autor kilku mrocznych, ale mocno intrygujących portretów nie z tej ziemi. Patrząc na nie, aż strach się bać, ale murale piknie odpicowane!

No i wreszcie pyszne rybki z hasłem: Płyń pod prąd. Klasa!

Gdyby nie niezawodny A. z teamu B&A, to pewnie nie zasmakowałabym w tym pysznym streetartowym daniu, no ale w końcu od czego ma się przyjaciół rozlokowanych po globie 🙂

Absolutnie czadowy street art w Zawierciu!