Najlepszą rzeczą w sztuce ulicznej jest to, że można odwiedzać ją o każdej porze dnia i roku…

Tym razem w ramach wcielania w życie arabskiego przysłowia: Ten kto żyje, widzi dużo. Ten kto podróżuje, widzi więcej, obrałyśmy z Elą kierunek na Katowice. To był strzał w dziesiątkę, chociaż z góry wiadomo było, że jeden dzień nie wystarczy, aby w pełni zobaczyć tę plenerową galerię sztuki, zwłaszcza, że „liczenie wspomnień” w Muzeum Śląskim, też wymagało czasu.

W telegraficznym skrócie…

Gigantyczny, kolorowy Kukuczka – najlepszy, chociaż czarno-biały Korfanty spoglądający na miasto z jednej ze ścian robi potężne wrażenie, a trójwymiarowy mural ze sterowcem faktycznie wygląda jakby miał trzy wymiary.

Cudne florystyczne murale stworzyła Mona Tusz. Na jednym Flora i Florian podlewają rośliny (koło historycznej Walcowni Cynku w Katowicach – Szopienicach), a na drugim roślinki rosną sobie w kapsule – niestety ich czas się kończy, bo wkrótce do ściany przyklei się budowany właśnie hotel i malowidło zniknie.

Mam nadzieję, że wystarczająco zachęciłam do dalszych poszukiwać street artu na śląskim terytorium, czującym niedosyt podsyłam jeszcze kilka innych lokalizacji, które obadałam w 2018 roku.

Życzę udanych muralowych łowów!

Katowickie murale