Trafiłam przypadkiem. Odrapana kamienica, tajemniczy ogród, intrygujący afisz reklamujący „potańcówki” jak z lat 20-tych. Zatrzymałam się na chwilę, ale coś mnie ciągnęło dalej, do środka, postanowiłam wejść. Świeże kwiaty w wazonach i stara wisząca lampa w korytarzu poprowadziły mnie przez odrapany korytarz. Coś wisiało w powietrzu…

A wszystko zaczęło się w 1913 roku kiedy powstał tu rodzinny biznes związany z quick stepem, foxtrotem i innymi szalonymi tańcami z początku XX wieku. W takich wnętrzach łatwo wyobraziłam sobie to nocne życie w latach dwudziestych i te taneczne duety. Aura fin-de-siecle, wysokie, ozdobne sufity, ogromne kryształowe lustra, ciemne, drewniane ściany z barokowymi detalami, antyczny bar, niesamowity żyrandol, stary fortepian, ale przede wszystkim dance floor, to wszystko przeniosło mnie prosto w tamten świat.

To miejsce z przeszłością. W 1913 roku Fritz Buhler i jego żona Clara, zdrobniale nazywana Clärchen, otwarli Buhler Ballhaus, gdzie stworzyli 2 sale do tańca. Clara była nietuzinkową osobą, chodziła w spodniach i była jedną z pierwszych kobiet, które posiadały prawo jazdy w Berlinie. Ballhaus był jej życiem. Po wojnie w 1918 roku, organizowała taneczne spotkania dla wdów. Kiedy w 1929 roku Fritz umarł, Clärchen poprowadziła biznes sama zmieniając tylko nazwę lokalu na Clärchen Ballhaus. Za jej czasów w Berlinie było 900 tanecznych przedsiębiorstw, ale tylko kilka przetrwało przez tyle lat. W czasie II wojny światowej naziści urządzili tu centrum dowodzenia a potem oficerskie kasyno. Zostawili wiele map, które Clara używała do nakrywania stołów, bo lniane obrusy były niedostępne. W lutym, w czasie bombardowania alianckiego, część budynku i luster została zniszczona. Gdy pojawili się tu Rosjanie w sali balowej urządzili stajnię. Krótko po zakończeniu II wojny światowej, w lipcu, sala została ponownie otwarta a Clara znowu organizowała taneczne spotkania dla wdów. W czasach komuny było to miejsce tańców i spotkań wschodnich i zachodnich Niemców, ale dla prywatnej firmy zlokalizowanej we wschodnim Berlinie nie były to łatwe czasy. W 1971 roku Clärchen umarła. Coś się skończyło. Od 1967 – 89 roku firmą zarządzała jej pasierbica Elfride Wolff (córka drugiego męża Clary – Arthura Habermanna), a potem jej syn Stefan. W 2003 roku Ballhaus wystawiono na sprzedaż i od 2005 roku jest pod zarządem Christiana Schulza i Davida Regehra. Nowi właściciele, artystyczne dusze, dostrzegli, że to żywe muzeum z prawdziwą historią i postanowili nic tu nie zmieniać. Sala taneczna z historycznym sznytem, kelnerzy jakby żywcem wyjęci z tamtej epoki (a może to ci sami…), stare meble i stary fortepian. To miejsce żyje jak dawniej i znowu jest ikoną Berlina. Tango, swing, cha-cha, kapele w weekendy, lekcje tańca przed wieczorkami tanecznymi. Młodzi, starzy, lokalsi, turyści, dobrzy tancerze i źli tancerze – wszyscy czują się jak w domu u Clärchen. To magiczne miejsce, esencja stolicy Niemiec i mikrokosmos historii. Po przetrwaniu dwóch wojen światowych, komunizmu, podziału Berlina i czasów transformacji, po wielu wzlotach i upadkach, Clärchen nie dała się zmienić, po prostu uszczęśliwia ludzi i przenosi ich do Berlina ze złotych lat 20-tych.

Obecnie to sala taneczna z restauracją w centrum dzielnicy Mitte. Stali goście mają od 18 do 80 lat. To miejce dla każdego. Swoje party organizowali tu m. in. aktor Klaus Maria Brandauer, piosenkarz Marylin Manson, aktorka Charlotte Rampling a Quentin Tarantino nakręcił tu sceny do filmu Bękarty Wojny.

Trafiłam przypadkiem i zakochałam się od razu. Wiele emocji przeszło przez te sale a ludzie wciąż wracają i wracają. Na Auguststrasse był dom tańca we wczesnych latach dwudziestych i taki pozostał do dziś. To było miejsce jakiego się nie spodziewałam.

Co zrobił Quentin Tarantino u Clärchen w Berlinie?