Kiedyś to tu się polowało na rosomaki! A dziś? A dziś można udać się bezkrwawym choć czerwonym szlakiem na fotograficzne łowy.

Zaskoczyła mnie ta Dolinka Aleksandrowicka, bo na 3 kilometrowej pętli nad wyraz dużo atrakcji się ulokowało. Na początku trzeba się wspiąć na szczyt zaopatrzony tradycyjnie w krzyż, ale trud (znowu nie taki wielki) będzie nagrodzony, bo mamy stąd niezłe pejzażyki na dolinę i pobliskie Aleksandrowice ze stawem w roli głównej, dalej lotnisko Balice (nawet spottersi powinni być usatysfakcjonowani tą scenerią) i wreszcie na horyzoncie rysuje się sylwetka klasztoru na Bielanach, który sprawia, że widoki są boskie.

Skała na której stoimy nazywa się Krzywy Sąd – to od starej, miejscowej legendy. Kiedyś pan na zamku z pobliskiej Morawicy (Mateusz z rodu Tęczyńskich, żeby nie było niedomówień), urządził polowanie na rosomaki i kiedy zwierz schronił się w jaskini, ten podążył za nim i przy okazji odkrył tam wielki skarb. Zaniepokojony giermek zamiast konia u wrót groty pilnować, pana chciał ratować, wszedł więc do środka i całe złoto obaczył. Pan się wściekł, że tajemnica skarbowa się wydała i postanowił pozbyć się niewygodnego świadka, zwołał szybko sąd polowy i kazał strącić biedaka z wysokiej skały, za to, że niepilnowany przez niego rumak dał się rozszarpać niedźwiedziowi… Za ten niesprawiedliwy sąd spotkała pana z Morawicy kara -> ugryzła go żmija -> wkrótce zmarł -> jego zamek popadł w ruinę, a okoliczna ludność zaczęła nazywać skałę, z której strącono giermka, Krzywym Sądem. I tak sprawiedliwości stało się zadość, ale skarb nie został odkryty do tej pory…

Cała trasa to bardzo malownicza ścieżka dydaktyczna i z tablic informacyjnych można wiele wyczytać o tym co wokół, pod nogami i w dolinie. Idziemy więc żlebem wypełnionym liśćmi, wokół las, po lewej stronie niewinnie wystają skałki porośnięte mchem, a gdy spojrzy się w dół opadają bardzo stromą i wysoką ścianą w kierunku Aleksandrowic. Jest też kolejny punkt widokowy w kierunku Czernichowa, dzikie jabłonie, śliwkowe sady i ponad metrowy kopiec skonstruowany przez mrówki. Rosyjskie przysłowie mówi: choć mrówka niewielka, to prawdziwe góry kopie. W punkt. O tak, to co zobaczyliśmy to była prawdziwa mrówcza metropolia! Chwilę odpoczywany na dziwnej ławce na płozach przysznurowanej do drzewa – nie da się ukryć, że ktoś miał fantazję, pomysł i wcielił go w życie. Brawa, gratulacje i owacje na siedząco!

Po zejściu z góry idziemy brzegiem stawu, szumią trzciny, ze środka słychać jakąś kaczą szamotaninę – sielskość 100%. Za stawem trzeba przejść przez szosę, potem w lewo, lekko w górę i tu w lesie zaczyna się prawdziwa droga krzyżowa – czternaście stacji jak Bóg przykazał i czas na zadumę.

Pętla Aleksandrowicka kończy się przy zadbanym boisku KS Topór, gdzie akurat miejscowa drużyna rozgrywa mecz życia. Pokibicowaliśmy chwilę obu zespołom, załadowaliśmy psa na pakę i pozytywnie naładowani wróciliśmy do KRK.

Bardzo mi się podobała ta trasa, chociaż krótka to z kumulacją różnych atrakcji po drodze, ale przede wszystkim to pętla i nie trzeba się wracać, a ja bardzo nie lubię się wracać tam skąd przybyłam…

Dolinka Aleksandrowicka