Normalnie jak dziecko dałam się wciągnąć w zabawę z francuskimi tajniakami i zostawiłam na Rynku moją wielką belgijską orkiestrę. I tak szłam za czterema 3-metrowymi bliźniakami, którzy ubrani w przeciwdeszczowe płaszcze, kalosze, podwójne okulary i borsalino, przez godzinę zakłócali życie miejskie Krakowa. BIGBRÔZEURY podążali za turystami, ścigali policjantów, zaglądali do przejeżdżających dorożek, albo w kawiarnianym ogródku gościom do talerza, mieszali się z tłumem naiwnie próbując być niewidoczni. Wścibscy agenci zaskakiwali swoje ofiary i prześwietlali swoimi okropnie ciekawskimi oczami. Tak oto mobilni Big Brothers od 1994 roku spenetrowali ponad 60 krajów aż wreszcie dotarli do Krakowa na Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych, bo tradycyjnie w lipcu ruszyła 31.Ulica. Nie muszę chyba nadmieniać, że program jak zawsze pękał w szwach! Zaprezentowano 80 przedstawień na plenerowych scenach starego Krakowa a w rolach głównych wystąpiły: Rynek Główny, Mały Rynek, pl. Jana Nowaka Jeziorańskiego, Rynek Podgórski, pl. Niepodległości, Park Jordana, Park Bednarskiego, Planty. Lubię to przemieszczanie się między scenami z programem w ręku…
Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Krakowie jest jednym z najstarszych tego typu wydarzeń w Europie i niezmiennie od 31 lat organizuje go nie kto inny jak Teatr KTO. Każdego roku na cztery dni lipca Kraków zmienia się w wielką plenerową scenę, a sztuka wychodzi poza tradycyjne budynki. Tegorocznym hasłem przewodnim festiwalu był Wiatr od Wschodu i to co najpiękniejsze w ulicznym teatrze azjatyckim, ale mnie wciągnęli francuscy Wielcy Bracia, chilijski Mr Tartuffo, teatr z Rosji i oczywiście wielka i głośna orkiestra z Belgii – Vetex.
Rosyjski The Engineering Theatre AKHE pokazał spektakl złożony z fragmentów powieści francuskiego pisarza Borysa Viana. W programie przeczytałam, aby nie pytać „kto, co i dlaczego?” tylko cieszyć się dynamicznym i absurdalnym przedstawieniem, latem i muzyką. I tak też zrobiłam, bo trudno się było dopatrzeć jakiegoś sensu w tym co się dzieje na scenie, ale spodobała mi się ta surrealistyczno – cyrkowo – pirotechniczna Piana dni. Na koniec chętni mogli wytarzać się w tytułowej pianie, z czego masowo skorzystały dzieciaki dając nura w białą masę.
Niezwykle sympatyczny sztukmistrz Mr Tartuffo żonglował i szalał na swoim trzymetrowym jednokołowcu z przesłaniem jak wiele możemy osiągnąć, jeśli uzyskamy pomoc innych ludzi. I tylko udawał, że nie ma doświadczenia w prowadzeniu tego specyficznego pojazdu.
Belgijsko-francuski transgraniczny kolektyw pod nazwą Orchestre International du Vetex skradł serca wszystkim! Mieszanka latino, afrobeatów i melancholijnych Bałkanów rozruszała cały Rynek, łącznie z samymi muzykami, którzy musieli się zmieniać, bo przecież ktoś musiał grać, żeby ktoś mógł tańczyć.
Orkiestra powstała w 2004 roku i od tego czasu zagrała ponad 800 koncertów od lokalnych imprez, poprzez metro w Pradze, przyjęcia weselne, pogrzebowe, do wielkich festiwali teatrów ulicznych i imprez rockowych. To było widać i słychać, że Vetex da radę wszędzie!
Zabrakło czasu na ping-pongowy cyrk, bajecznie kolorowy korowód tańca, spektakularną artystyczną podróż przez Koreę i… wiele innych.
Byłam wśród stutysięcznej widowni, która oglądała, podziwiała i chłonęła 31. Ulicę. Widzę, że w letnie miesiące nie opłaca się wyjeżdżać z Krakowa, bo dzieją się tu niesamowite rzeczy. To było inspirujące i fascynujące wydarzenie.
Co jeszcze? Zobaczcie co działo się w 2017 roku.